poniedziałek, 31 grudnia 2012

Empatyczny Dzień Ryby - 20 grudnia 2012

20 grudnia zorganizowaliśmy dwuetapowy Dzień Ryby, z okazji ogólnopolskiej akcji Stowarzyszenia EMPATIA. O godz. 15.30 odbył się happening, który miał zwrócić uwagę mediów na problem rzezi świątecznych karpi i być jednocześnie zaproszeniem na pokaz świątecznego gotowania, który miał miejsce o godz. 17.00 w Vagina Cafe na Placu Wolności 1. Chcieliśmy pokazać jak przyrządzić alternatywne, bezkrwawe Święta i że jest to całkiem możliwe!



W Polsce co roku zabija się kilkanaście milionów ton karpi – jest ich tak dużo, że nie przelicza się ich w sztukach! Stres i cierpienie towarzyszy tym rybom od samego początku: w momencie odławiania, gdy są one przerzucane łopatami jak węgiel lub inny, martwy surowiec, co powoduje liczne rany i okaleczenia, w oczekiwaniu na śmierć, w przepełnionych zbiornikach z nieodtlenioną, nieraz brudną wodą, w którym nie mają dość miejsce by pływać i nieraz ranią się o jego ścianki i o siebie nawzajem, co z kolei powoduje infekcje i rozprzestrzenianie się pasożytów  i w momencie śmierci, gdy duszą się w plastikowych reklamówkach, są kilkakrotnie uderzane młotkiem (nieraz nieudolnie), przy czym sprzedawcy często chwytają karpie za bardzo unerwione skrzela by ułatwić sobie pracę, lub też zabijane w prowizoryczny, przedłużający ich cierpienie sposób przez zwolenników „żywego karpia”, w domowych pieleszach.
Naszym celem jest podkreślenie faktu, że karp, jako istota żywa, jest zdolna do odczuwania bólu, który w okresie przedświątecznym zadawany jej jest na każdym kroku, bez ograniczeń! Chcemy, by konsumenci zastanowili się nad losem tych i milionów innych ryb, które przez cały rok podzielają losy świątecznych karpi. To oni mogą zdecydować, czy chcą nadal pielęgnować naszą krwawą tradycję, nijak odzwierciedlającą istotę Świąt Bożego Narodzenia, czy też być miłosiernym dla każdej żywej istoty!

Zapowiedzi:
Relacje:
Audycja, w której wspomniany jest Dzień Ryby:
Relacja na stronie EMPATII:  http://empatia.pl/str.php?dz=46&id=1063

Dzień BEZ futra, 26 listopada 2012

Futro, czyli integralna część zwierzęcego ciała, służąca mu do magazynowania ciepła, ochrony, kamuflażu i wielu innych. Zawłaszczona siłą przez człowieka, wyniesiona na wyżyny luksusu, niepraktyczna, nieetyczna, nienaturalna. Prowadząca do bólu i przez ból miliony zwierząt rocznie, w imię niczego więcej jak tylko podtrzymywana sztucznie moda na coś, co spełnia jedynie funkcję dekoracyjną - jeśli można zdartą z żywego zwierzęcia skórę nazwać dekoracją...!


W Polsce istnieje kilkaset ferm futrzarskich, których właścicielami są zarówno Polacy, jak i obcokrajowcy, w których ojczyznach wprowadzono całkowity lub częściowy zakaz hodowania zwierząt na futra. NAJWYŻSZY CZAS TO ZMIENIĆ!!!

25 listopada to Dzień BEZ futra, ale w BB lepiej działać w dni robocze. Dlatego zapraszamy Was:

-->do BB na 11 Listopada pod pomnik Reksia 26 LISTOPADA O 13.00, na happening połączony ze zbieraniem podpisów pod petycją o wprowadzenie w Polsce zakazu hodowania zwierząt na futra,

-->a na godz. 16.00 DO CAFE VAGINA na placu Wolności na spotkanie antyfutrzarskie, na którym będzie się można dowiedzieć więcej o realiach polskiego przemysłu futrzarskiego i sposobach przeciwdziałania modzie na futro naturalne!
pod sklepem futrzarskim i mięsnym jednocześnie...

Pierwszy poka gotowania, 19 października, w ramach "Zwierzęcy Października"!

19 października w godz. 15.00-16.00, w centrum Bielska-Białej pojawiły się trzy wielkie, pluszowe zwierzaki. Krowa, świnia i kurczak, jako typowi przedstawiciele zwierząt hodowalnych, wyruszyły z koszykami pełnymi wegańskich ciastek na spacer po bielskich ulicach by zaprosić jak najwięcej osób na pokaz gotowania, który rozpoczynał się o 17.00 w Vagina Cafe.


Przechodnie reagowali różnie -  uśmiechem, zaskoczeniem lub nawet lekkim, nieuzasadnionym strachem - być może sam widok przebierańców i osób rozdających ulotki i ciastka kojarzył się im z jakąś reklamą. Udało nam się przejść przez budynek Sfery 1, gdzie wzbudzaliśmy duże zainteresowanie, a następnie ulicą Cechową i 11 Listopada do pierwszej w Bielsku, wegetariańskiej kawiarni Vagina Cafe, mieszczącej się na Placu Wolności 1/6. Tam, o godz. 17.00, rozpoczął się pierwszy w Bielsku pokaz wegańskiego gotowania, w którym udział wzięły osoby zainteresowane kuchnią bezmięsną. Dotarły do nas nawet 2 osoby, zachęcone przez nasz happening!
Podczas pokazy ugotowaliśmy tradycyjną, październikową zupę dyniową, do której ugotowania zachęcamy każdego! Podczas pokazu goście mogli zdegustować groszkową i słonecznikową pastę do chleba oraz zasmakować w wegańskiej, owocowej tarcie. Wspólnie obejrzeliśmy film "Making the connection" oraz wysłuchaliśmy krótkiej, przygotowanej przez nas prezentacji nt. weganizmu.
Zupka dyniowo-soczewicowa:
średniej wielkości dynia (ok. 2 kg)
1 szkl. czerwonej soczewicy
1 czerwona papryka
czosnek, imbir, kardamon, gałka muszkatałowa
olej
Dynię kroimy, kroimy w kostkę i miksujemy, dodajemy pokrojoną paprykę i cebulkę, dusimy. Zalewamy 2 szkl. wody, dodajemy soczewicę, doprawiamy. Gotujemy ok. 25 min.
Celem naszego pierwszego pokazu gotowania było umożliwienie osobom chcącym poznać tajniki roślinnej kuchni zapoznanie się z niektórymi daniami. Był to pierwszy tego typu pokaz, który planujemy powtórzyć już za miesiąc - gorąco zapraszamy wszystkich, którzy chcą urozmaicić swój kuchenny warsztat i przekonać się, że bez mięsa, jaj i mleka również można gotować, na nasz kolejny pokaz!

Media o akcji:

http://bielskobiala.naszemiasto.pl/artykul/galeria/1583481,bielsko-biala-bez-miesa-mozna-zyc,id,t.html

http://www.radiobielsko.pl/news/15466-Przekonywali_do_weganskiej_kuchni.html

http://www.wiadomosci.bielsko.info/0,0,0,2960,0,zwierzeta-w-centrum-handlowym,artykul,serwis.html

http://www.wiadomosci.bielsko.info/0,0,0,3003,0,zachecali-do-weganizmu,artykul,serwis.html

http://www.beskidzka24.pl/artykul,bielsko_weganski_happening,5392.html

Veggie Parade w Krakowie, 6 października 2012

Pierwsza w Polsce Veggie Parade już a nami - dziękujemy wszystkim osobom, zaangażowanym w jej organizację, tj. i wszystkim uczestnikom!:) Mimo małych niedociągnieć było fantastycznie, wraz z krakowskimi współorganizatorami przygotowujemy już plan kolejnej...!
 
Zapowiedź:
 
Veggie Parade to idea międzynarodowych marszów zrzeszających wegan, wegetarian, witarian i sympatyków. Inicjatywa ta znana jest na całym swiecie od wielu lat … teraz czas na Polskę!

Veggie Parade odbyły się już w Berlinie, Pradze, Nowym Jorku, Los Angeles, Chicago, Paryżu, Mediolanie czy Osace. W Krakowie jest ona organizowana po raz pierwszy przez zaprzyjaźnione organizacje zajmące się pra
wami zwierząt i popularyzowaniem ekologicznego stylu życia.

Podstawowym zadaniem Veggie Parade jest promowanie weganizmu oraz wegetarianizmu jako zdrowych i minimalizujących okrucieństwo stylów życia, a także łączenie ludzi dokonujących świadomych wyborów w codziennym życiu.
W ramach Veggie Parade w Krakowie organizatorzy planują masowy marsz spod Barbakanu na Rynek Główny, skąd następnie ulicą Karmelicką i Krakowską uczestnicy pójdą w kierunku Fortu Nr 7, gdzie nastąpi zakończenie akcji, w postaci veggie festynu.

Na miejscu uczestnicy skosztują dań przygotowanych przez krakowskie wege bary i restauracje, będą mogli kupić eko produkty od lokalnych sklepów, obejrzeć film tematyczny i poszerzyć swoją wiedzę z dziedziny zdrowego żywienia. Planowane są m.in. pokaz gotowania, atrakcje sportowe dla dzieci i dorosłych, stoiska informacyjne z kosmetykami nie-testowanymi na zwierzętach.

Veggie Parade rozpoczyna Miesiąc Dobroci dla Zwierząt, za jaki uważa się październik z uwagi na ilość zwierzęcych „świąt”: 1 października to Dzień Wegetarianizmu, 2 – Dzień Zwierząt Hodowlanych, 4 – Dzień św. Franiciszka z Asyżu, 25 – Dzień Ustawy o Ochronie Zwierząt, a 1 listopada to Dzień Wegan. W tym miesiącu, w Krakowie, Katowicach i Bielsku-Białej będą odbywać się różne wydarzenia, związane z wegaterianizmem i weganizmem i przedstawiające poszczególne aspekty praw zwierząt, na które również gorąco zapraszamy!

Organizatorzy:
Viva Kraków
Fundacja Czarna Owca Pana Kota
Vege Inicjatywa
Fort Numer 7

Współpraca graficzna: agencja Olisons
 
Akcja rozpocznie się dn. 6 października 2012, o godz. 14.00 pod Barbakanem w Krakowie.

Pikiety pod cyrkiem Korona, 22-23 sierpnia 2012

"Niech żyje cyrk BEZ zwierząt” - z rozważań (roz)myśl(aj)ących aktywistów

Cyrki z udziałem zwierząt – dziwna sprawa...Z jednej strony dla większości prozwierzęcych aktywistów to istotna kwestia, z uwagi na wykorzystywanie do celów rozrywkowych zwierząt zarówno domowych, jak i dzikich, z drugiej strony, wobec losu „zwierząt hodowlanych” w przemyśle mięsnym i mlecznym, tj. i „zwierząt futerkowych” na fermach futrzarskich, życie „zwierząt cyrkowych” nie wydaje się być najgorsze...Niemniej jednak, ograniczona przestrzeń, inne warunki klimatyczne (w przyp. zwierząt egzotycznych), ciągła obecność człowieka, wiążąca się również z treningami, czy transport to okoliczności mające się nijak do prawdziwego, wolnego życia zwierzęcia. Oczywiście możemy przytaczać tutaj pojedyncze przypadki „zwierząt cyrkowych”, hodowanych przez człowieka i spędzających całe życie w świecie cyrkowym, niezdolne do życia w ich środowisku naturalnym, czyli nie tym, co zapewnia mu człowiek. Możemy też myśleć bardziej ogólnie, co czyni większość z nas: domem dla lwa nie jest stalowa klatka i wybieg, tylko równiny sawann. Tak samo ma się rzecz z pozostałymi zwierzętami egzotycznymi, które gatunkowo przynależą do innego miejsca i czasu.
 fot.Anna Chęć

Jaki jest jednak problem z cyrkami i z nami, aktywistami? Podejrzewam, że w każdym mieście, do którego cyrk przyjeżdża, a w którym jest grupa zwierzęcych działaczy, sytuacja wygląda podobnie: ogólna mobilizacja i szybkie działania, na które pozwala czas. Przybierają one różne formy, mniej i bardziej radykalne, lecz ogólnie antycyrkowe i służące uprzykrzeniu życia właścicielom cyrku. Pytanie tylko: jaki jest skutek takich działań? Udowodnienie cyrkowi, że jest beznadziejny, że z nami nie warto zadzierać, że potrafimy się zebrać czy też w końcu, że robimy coś fajnego, alternatywnego – może i taki? Jeśli któryś z tych argumentów jest prawdziwy, to mamy problem – bo w żadnym przypadku nie zmienia się los zwierząt cyrkowych, będących nadal przedmiotem ludzkiej rozrywki, nie zmniejsza ilość naszych sojuszników, wręcz przeciwnie – rośnie, do czego przyczyniają się również niektóre media, szufladkujące obrońców praw zwierząt jako „ekologów” - słowo to ma już nad wyraz perojatywne skojarzenia i wywołuje ostrą i często nieuzasadnioną agresję u jego odbiorców. 
fot. Anna Chęć 

Akcje przeciwko wykorzystywaniu zwierząt w cyrkach są organizowane na zasadzie antycyrkowej, wymierzonej przeciwko konkretnej firmie, osobom, w danym miejscu i czasie. Czy to jednak te osoby są winne temu, że wielowiekowa tradycja rozrywki z udziałem zwierząt trwa? A co z tłumami ludzi przychodzących codziennie do kas cyrkowych i pytających jakie zwierzęta będą i czy lew będzie skakał przez płonącą obręcz? Co z tysiącami dzieci uczeszcząjących do przedszkoli i szkół, którym placówki oświatowe z radością rozdają darmowe bilety do cyrków, powtarzając „zobaczycie tam zwierzątka, lwa, zebrę!”. Co z żądnymi doznań odbiorcami, którzy w cyrku szukają kontaktu ze zwierzętami, gdyż w realu nie mają z nimi (poza psami, kotami i mniejszymi „zwierzętami domowymi”) żadnego kontaktu? Czy którekolwiek z antycyrkowych działań dociera i przemawia do tych osób?
 fot. Anna Chęć

Po 20 latach bezskutecznych działań ANTYcyrkowych, wymierzonych w konkretne jednostki i instytucje, nadszedł czas na działania PROodbiorcowe – przedrostek może dużo zmienić. Pytaniem jest co zrobić, by dotrzeć do odbiorcy na tyle efektywnie, by zrezygnował on z wycieczki do cyrku z udziałem zwierząt i zastąpił ją czymś innym? Jak uzmysłowić rodzicowi, że rozrywka z udziałem zwierząt tylko potwierdza w jego dziecku naszą zdolność do uprzedmiotawiania zwierząt i że dziecięce, naturalne pragnienie kontaktu ze zwierzęciem może zostać zrealiuzowane w inny sposób? Albo zakwestionować naturalność i potrzebę dziecięcego kontaktu z dzikimi zwierzętami? Myślę, że są to o wiele ważniejsze pytania i na ich podstawie trzeba opracować długoterminonowe strategie, które zmienią odbiorców cyrków, a tym samy same cyrki; nie chodzi o to, by cyrk nie miał wjazdu do samego miasta. Tylko o to, by nie było zapotrzebowania na cyrki ze zwierzętami, a jedynie na te, pokazujące ludzkie zdolności. By zwierzęta przestały być hodowane do życia w klatkach i tym samym pozbawiane charakteru, jak w przyp. zwierząt dzikich. A tradycyjne cyrki, które są odpowiedzią na popyt, dostosowały się do nowych wymagań, opartych wyłącznie na świadomej, ludzkiej, wolnej woli.
 fot. Anna Chęć 

Media o akcji:


 

Pepa - podróż do wesołego świata, 5 i 10 sierpnia 2012

Pamiętacie sympatyczną świnkę Pepę, którą ogłaszaliśmy jakiś czas temu? Szukała domu i mieszkała w zawierciańskiej stajni...dzięki Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva! jest już w nowym domku, w schronisku w Korabiewicach!


A oto historia Pepy:)

Cześć,
Znamy się tylko z FaceBooka, a ponieważ jestem bardzo towarzyszka, to się przedstawię: Cześć, mam na imię Pepa! Choć zajmującysię mną człowiek woła na mnie po prostu Świnka, to dzieci, z którymi się kiedyś bawiłam i chodziłam na spacery nazwali mnie Pepa (podobno to jakaś znana świnka).
 

Przez ponad rok mieszkałam w pewnej stajni k. Zawiercia, gdzie zabrały mnie dwa miłe człowieki, one. Byłam bardzo mała, chuda i trochę chora, mieściłam się podobno do pudełka po butach, a mój ówczesny człowiek powiedział: „bierzcie, nie będzie z niej pożytku”...Nie wiem co to znaczy, ale one mnie wzięły. Było mi tu naprawdę fajnie – dużo innych, dziwnie wyglądających zwierzaków, podobno jakieś konie, koza i takie małe miauczące. W każdym razie bardzo fajnie mi się z nimi mieszkało, bo – jak już wcześniej podkreśliłam – lubię towarzystwo człowieków i innych stworzeń.
Nie wiem co się stało, ale nagle zostałam całkiem sama...Wszystkie zwierzęta, które tu ze mną mieszkały, nagle zniknęły! Nie, nie były chore, nie wiem. Przestały pojawiać się też te człowieki-one, prócz jednego, który codziennie mnie tu odwiedza i którego lubię, bo przynosi mi zawsze coś dobrego do jedzenia i drapie mnie za uchem. 
Ale ogólnie było mi smutno...Nie umiem mieszkać w samotności, nie jestem tego nauczona, zresztą chyba ogólnie to nic przyjemnego – siedzisz w małym, zamkniętym mieszkaniu cały czas, na kilka minut dziennie zaglądał tutaj ten mój ulubiony człowiek – chciałam z nią wyjść, pohasać po trawie, pobyć dłużej...Ale ona chyba miała dużo na głowie, była tylko na chwilę, trudno. A więc było mi tylko smutno i brakowało innych stworzeń...
*****

A tu nagle, jakiś czas temu, przyjechały aż cztery człowieki! Nie wiem co tak naprawdę chciały, ale w sumie, oprócz tego, że momentami najadłam się strachu, było całkiem zabawnie! Myślę, że one chciały się ze mną pobawić trochę, bo najpierw wypuściły mnie z boksu do stajni, potem na trawkę, wooooow! Dawały mi jabłka, marchewki i kapustę, a ja brykałam beztrosko! Drapały mnie po grzbiecie, a jednej nawet pozwoliłam po brzuchu – straaaasznie to lubię!
No, w każdym razie nie wiem o co do końca chodziło, zwłaszcza tym dwóm większym człowiekom, co miały takie włosy na pyszczku jak ja – chyba mnie chcieli złapać, to było straszne...! Duże, białe auto, jakaś drewniana skrzynia w środku...Nie wiem, bałam się, nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji i to nie było wcale fajne...Choć w sumie mogłam pobiegać dość długo i te człowieki się mną interesowały, chodziły za mną, wołały..”Pepa!” wołały, a mój człowiek „Świnka!”, więc w sumie muszę przyznać, że jestem dwojga imion.

No i potem mnie zamknęły w boksie i pojechały...Ale tak po cichu sobie myśłam, że jeszcze wrócą. Miałam nadzieję, że nie z tym samochodem, ale po prostu będą chcieli ze mną pobyć i pobawić się. 
*****
I co się stało? Faktycznie wrócili, znów za jakiś czas, tylko teraz jakoś tak dziwnie było: nie wypuścili mnie na trawę, nawet z boksu nie chcieli, dziwne te człowieki, ale znów był i mój i te dwa, co ostatnio i jeden jakiś nowy...W ogóle stałam dłuuugo w moim mieszkaniu, one podchodziły, a onych tylko słyszałam jak coś tam mówią międyz sobą, nie wiem co...W każdym razie potem w końcu, po długim czekaniu, wyszłam – jejku, jaka ja byłam głodna! Nie wiedzieć czemu mój człowiek nie dał mi wcześniej dość jedzenia, ja normalnie przecież jem więcej...

No szłam za jabłkami, co miałam zrobić, byłam głodna...A potem do większego mieszkania, tam trochę siana i jabłka dawali, no i znalazłam w sianie jakieś ziarna, bo mi nie chcieli jakoś więcej jeść dać...Długo tam byliśmy, w tym dużym mieszkaniu...Oni stali tylko i wołali mnie „Pepa!”, cmokali i ogólnie kusili jabłkami, one mnie drapały za uszami i coś tam pokazywały w kierunku dużego, żółtego czegoś – znów ta skrzynia tam, nie chciałam iść...No ale w końcu miałam jakoś tak mniej miejsca i nie mogłam uciec już, więc weszłam do środka – co miałam zrobić...

No i potem nie mogłam już stamtąd wyjść...Żółto wszędzie i ciasno, co prawda siano pod nogami miałam i schowane w nim jabłka, ale nie mogłam się obrócić, wyjść, nic...To było bardzo nieprzyjemne, straszne...Ale pomyślałam: „Co ja mogę teraz zrobić? Muszę być spokojna, bo w spokoju tkwi siła, nic mnie w sumie nie boli i nikt mi nic nie robi złego, tylko ciasno...” Słyszałam głosy mojego człowieka jeszcze i innych, drapanie po grzbiecie...Potem warkot dziwny, nie wiem co to. I nagle wszędzie zrobiło się żółto...I coś porwało tyo, w czym ja byłam...Zaczęło się ruszać, przestraszyłam się...Jeszcze głos mojego człowieka, głos drugiej onej, co mnie wcześniej głaskała, drapała i karmiła i już tylko warkot...Położyłam się, nic więcej nie mogłam zrobić...

Chyba spałam długo...Nagoe warkot ustał i znów usłyszałam głos człowieków i tej onej, co mnie karmiła, ucieszyłamm się, chciałam wstać, nie da się...Człowieki ucichły, próbowałam wstać, ale zrezygnowałam. Znów warkot i już tylko to, nie wiem jak długo...Zasnęłam...

Kołysało, kołysało i...nagle przestało. I znów głosy człowieków, jakichś nowych też, jakieś szczeki, co wcześniej słyszałam, nie wiedziałam co się dzieje! Przebudziłam się, ale byłam bardzo zaspana. I nagle oną człowiekową usłyszałam, zobaczyłam słońce, a ona zaczęła mnie wołać i drapać po brzuchu, uwielbiam to! Jakaś nowa ona też dołączyła, chciały bym wyszła...Ale mi się nie chciało zbytnio. Nagle poczułam ziemniaki – ziemniaczki!!! Musiałam się ruszyć przecież, choć nogi mi mocno zdrętwiały, nie umiałam stanąć normalnie by zejść normalnie z tego żółtego czegoś...Ale jakoś mi się udało, dostałam ziemniaka!


No i patrzę i oczom nie wierzę: słońce, trawa, człowieków kilka, kałuża jakaś przyjemna, trzy małe szczekacze po lewej, a tam, naprzeciwko, za płotem...czyżby moi bracia i siostry??? Byłam tak bardzo zaskoczona tym, gdzi jestem, że niebardzo zważałam na głosy człowieków i ich przytulanki, musiałam zobaczyć co to za miejsce! Powąchałam raz, dwa, podeszłam do tego i tamtego kąta – ile miejsca! Szczekacze nieznośne, powąchałam, a one dalej, człowieki jakoś tak miło do mnie, a nagle jeden z nich przyniósł mi takie coś małego do jedzenia - „żołędzie” mówili, nie wiem co to, ale smaczne!

Trawa, trawa, ziemia, kałuża i – uwaga! - Zosia i Zygmunt! No tak wołały na nich człowieki, takie duuuuże jak moja mama kiedyś była...I całe z błota, hej! Ale fajnie! Podeszłam do nich, obwąchaliśmy się, myślę, że się polubimy – choć nie jestem pewna do końca czy się cieszą, że tam jestem...Ale ja się bardzo cieszę! I – jak Wam mówiłam – jestem bardzo otwarta, więc powinny mnie polubić!

I znów człowieki, no i suchy chleb, mniam! Jakieś pstryki, ogólnie hałasu dużo, przestrzeni też, jejku, jak się zachłysnęłam tym wszystkim! No i jakoś tak powtarzały te człowieki do mnie: „Pepa, to Twój nowy dom!” - nie wiem o co do końca im chodziło, ale zostałam już tam, na tej trawce, z Zosią i Zygmuntem, z takimi zwierzakami meczącymi, co w stajni mieliśmy też, są takie śmieszne...! Człowieki, co je znałam, znikły...Ale te nowe są też fajne, mówią do mnie, dają jedzonko dobre, drapią za uchem...I czuję świeże powietrze w nosie...I chyba to, że to w końcu mój dom – i że nie jestem sama...
*****
Każdy, kto zechce wraz z nami współfinansować pobyt świnki w korabiewickim schronisku proszony jest o kontakt z nami!:)

STOP wiwisekcji - 6 sierpnia 2012

Ilustracje wiwisekcyjnego happeningu, który odtwarzaliśmy kilka razy by zainteresować przechodniów tematem i "zmusić" ich do podpisania petycji o całkowitym zakazie testowania produktów i składników na zwierzętach. Każdy zdaje sobie z pewnością sprawę z tego, że cel jest wygórowany i nie ma szans na natychmiastowe wprowadzenie zakazu wiwisekcji, jednak międzynarodowa inicjatywa, zapoczątkowana przez włoskich aktywistów, z pewnośćią będzie głośnym, bo ponad dwudziestotysięcznym sprzeciwem obywateli przeciwko bezsensownym i okrutnym metodom "zapewniania bezpieczeństwa" zdrowiu człowieka. Zebraliśmy 140 podpisów - tylko tyle i aż tyle (włączając naszych 15), bo ponad 100 zainteresowanych, podchodzących do nas osób to bardzo dużo jak na 2.5godzinną akcję.
 

Wegan Piknik w Forcie nr 7 w Krakowie, 1.07.2012

Kilka zdjęć z niedzielnego Wegan Pikniku w Krakowiezorganizowanym na Forcie Numer 7. Dużo pysznego, wegańskiego jedzenia, miłego towarzystwa i letniego już Słońca! Razem z naszą ekipą Food Not Bombs dziękujemy organizatorom na czele z Wyrakiem za zaproszenia, a wszystkim degustującym za wsparcie - zdobyte fundusze jak zwykle przeznaczone są na organizację naszych prozwierzęcych akcji! Zdjęcia: Kasia Krutak